Prywatne
Wiek: Zwierzę młode
Opis
Cześć!
Chciałabym Państwa ze szczególną czułością i wrażliwością zapoznać z tym ogłoszeniem, tak aby potencjalny opiekun tych uroczych stworzonek miał pełną świadomość odpowiedzialności, z jaką wiąże się adopcja kociaka. Nie chciałabym, żeby to była decyzja popełniona pod wpływem chwilowego impulsu, kaprysu lub z powodu wyglądu, który wraz z wiekiem ulegnie zmianie, co chyba (powinno) być oczywistą oczywistością. Bardzo proszę o uważne przeczytanie tego ogłoszenia!
Z konkretów to tak:
Na zdjęciach są kocięta z dwóch różnych miotów. Wszystkie skończyły właśnie siedem tygodni! Wśród nich jest tylko jedna kotka – ta rudo-biała. Ona ma prawdopodobnie już na stałe błękitne oczy wraz ze swoim bratem - białym kocurkiem, który ma mniej tych rudych akcentów. Pozostałe trzy kocury są z drugiego miotu, ich matką jest szylkretowa kotka więc też do końca nie wiem, jakie oczy będą miały ponieważ dwa prążkowane mają tak jakby błękitne, a ich futerko też nie jest takie typowo bure. Mam filmiki, które w razie zainteresowania, prześlę (i ewentualnie jakieś inne zdjęcia też się jeszcze znajdą), ale zdecydowanie łatwiej jest nagrywać teraz te maluchy niż robić im zdjęcia, gdyż są wybitnie żywiołowe i pełne energii. Zaczęły już też ładnie same jeść!
A z rzeczy ważnych, chciałabym dodać dłuższą i nieco smutną puentę na koniec:
Szukam dla tych kociąt odpowiedzialnego i troskliwego domostwa. Kocięta urodziły się i żyją na co dzień w stodole (staram się jak mogę zapewniać im komfort i opiekę. Dbam o świeżość siana (mają też legowiska z kocykami, więc to nie tak, że żyją w syfie, bo absolutnie bym na to nie pozwoliła). Wymieniam kuwety. Tak - uczę koty załatwiać się do kuwet. Może to kogoś dziwić, po co kotom urodzonym na wsi taka potrzeba. Ale otóż - właśnie po to, aby miały szansę na adopcję, a nie były porzucane, jak śmieci gdzieś po lasach itd. Albo żeby włóczyły się niechciane i nie wiadomo "czyje" kiedy już dorosną i będą walczyć o przetrwanie. Włos mi się jeży na głowie, jak tylko słyszę niektóre historie albo „pomysły”, "co zrobić z kotami". Niestety, z tego co widzę po tutejszej społeczności, to tylko na tyle widocznie stać ludzi bez sumienia. Porzucać, olać, zostawić, nie interweniować, stagnacja i totalne odczłowieczenie.
Ja całe życie mieszkałam w mieście. Więc pewne nazwijmy to "anomalia" wprawiają mnie po prostu w osłupienie. Z drugiej strony - żenująca postawa niektórych osób, które nie potrafią wziąć odpowiedzialności, za to co się dzieje w ich otoczeniu sprawia, że osoba z moim kompasem moralnym, która uwielbia zwierzęta (koty darząc przy tym szczególną miłością i troską) stoi po prostu na rozdrożu. Nie ma tu miejsca na wdawanie się w szczegóły ani na większe sentymenty bo wiem, że większość ludzi i tak tego ogłoszenia w całości nie przeczyta. Ale tym bardziej docenię zainteresowanie tych, którzy jednak potrafią przeczytać więcej, niż trzy linijki tekstu. Mam taki problem z tutejszym otoczeniem, że bardzo wiele osób nie posiada zwierząt, które traktowaliby po ludzku, jako członka rodziny tudzież super przyjaciela dla swoich pociech/wnucząt itd. A koty? Cóż koty wręcz są nienawidzone. Dochodzi nawet do takich śmiesznych sytuacji, że docierają do mnie pretensje o to, że kot poszedł i się załatwił pod ich kwiatkami (na ogrodzie rzecz jasna) no, i cisi wszyscy biedni muszą wygrzebywać łopatami te gówienka :) I oczywiście wiadomo, że pewnie to „moje koty” akurat dokonały tak haniebnego przestępstwa. Bo przecież dziesiątki kotów po tej wsi się włóczy - nie wiadomo czyje, skąd, co i jak. Ale jak przychodzi, co do czego, to wiadomo, że na pewno też są MOJE. No i proszę, oczywista oczywistość dziwi ludzi, którzy całe swoje życie spędzili na wsi i nie rozumieją, że czy udomowione, czy dzikie, ale wolno-żyjące koty to część ekosystemu i w jego naturze leży najzwyczajniej w świecie PO PROSTU grzebanie. Ludzie, którzy mają koty w domu, chyba coś mogą na ten temat też powiedzieć :). A dlatego pretensje są kierowane do mnie? A no dlatego, że tylko ja jakoś tam bronię tych zwierząt. Opiekuję się nimi na tyle, na ile pozwala mi czas i pieniądz. Nie pozwalam żadnego krzywdzić, kiedy "mądrzy tego świata" widzieli jedynie rozwiązania rodem ze średniowiecza, jak postępować z tak niechcianymi "gośćmi".
Sytuacja eskalowała już do tego stopnia, że zostałam po prostu zaszczuta w tym otoczeniu, nazywana kocią wariatką, nawiedzoną kociarą, bla bla bla. Z każdej strony jestem wyśmiewana, ale nigdy nikt nie powie tego oczywiście wprost. Zawsze, gdy o czymś się dowiaduję, to od matki mojego partnera, z którą akurat na jej własne życzenie - w zgodzie - nam nie po drodze. No i, do której niby to należy całe ów gospodarstwo, no ale jednak, nie tak do końca. Ona potrafi do niewinnego kota, który sobie zwyczajnie siedzi i nic nie robi, podejść znienacka i zdzielić go z całej siły gałęziami po głowie tylko dlatego, żeby się wyżyć bo jak zwykle "coś jej znowu w tym życiu nie pasuje". Kiedy ja coś takiego widzę, to otwierają mi się normalnie wszystkie czakry, zdolne do wszystkiego kiedy ktoś podnosi rękę na niewinną, bezbronną istotę. Ta osóbka wyśmiała mnie na całej wsi prawiąc bzdury, że gnieździ się u nas trzydzieści kotów (co jest oczywiście bzdurą), ale plotka poszła i niektórzy w to wierzą. Jednak nigdy sama nie zrobiła nic, żeby nie mieć żadnego kota. A kiedy kocice wymagały sterylizacji, miała w nosie sytuację. Teraz wszystko jest tak jakby na mojej głowie, a ja kompletnie jestem już psychicznie wyorana.
Szczerze powiem, że wyczerpałam już wszystkie rezerwy psychiczne bo jestem na tym poligonie sama pośród wielu wielu min. Tu nie ma nikogo, kto spojrzałby sercem i empatią na te stworzenia. Albo komu by moja postawa imponowała, no bo wiadomo, w dzisiejszych czasach dobre uczynki mało komu imponują :)
Na tę chwilę wyczerpałam już nie tylko rezerwy psychiczne, ale także wszelkie możliwości finansowe aby ewentualnie poddać kocice sterylizacji (jeśli ktoś by wiedział cokolwiek na temat ewentualnych dofinansowań (co, gdzie i jak) to też chętnie się dowiem).
Z miłą chęcią porozmawiam z kimś, kto ma w sobie empatię i widziałby jakieś możliwości, których może ja nie widzę z powodu tego prze-bodźcowania. To tyle z prywaty.
Serdecznie dzięki za dotrwanie do końca! I zapraszam do kontaktu.
Pozdrawiam
Chciałabym Państwa ze szczególną czułością i wrażliwością zapoznać z tym ogłoszeniem, tak aby potencjalny opiekun tych uroczych stworzonek miał pełną świadomość odpowiedzialności, z jaką wiąże się adopcja kociaka. Nie chciałabym, żeby to była decyzja popełniona pod wpływem chwilowego impulsu, kaprysu lub z powodu wyglądu, który wraz z wiekiem ulegnie zmianie, co chyba (powinno) być oczywistą oczywistością. Bardzo proszę o uważne przeczytanie tego ogłoszenia!
Z konkretów to tak:
Na zdjęciach są kocięta z dwóch różnych miotów. Wszystkie skończyły właśnie siedem tygodni! Wśród nich jest tylko jedna kotka – ta rudo-biała. Ona ma prawdopodobnie już na stałe błękitne oczy wraz ze swoim bratem - białym kocurkiem, który ma mniej tych rudych akcentów. Pozostałe trzy kocury są z drugiego miotu, ich matką jest szylkretowa kotka więc też do końca nie wiem, jakie oczy będą miały ponieważ dwa prążkowane mają tak jakby błękitne, a ich futerko też nie jest takie typowo bure. Mam filmiki, które w razie zainteresowania, prześlę (i ewentualnie jakieś inne zdjęcia też się jeszcze znajdą), ale zdecydowanie łatwiej jest nagrywać teraz te maluchy niż robić im zdjęcia, gdyż są wybitnie żywiołowe i pełne energii. Zaczęły już też ładnie same jeść!
A z rzeczy ważnych, chciałabym dodać dłuższą i nieco smutną puentę na koniec:
Szukam dla tych kociąt odpowiedzialnego i troskliwego domostwa. Kocięta urodziły się i żyją na co dzień w stodole (staram się jak mogę zapewniać im komfort i opiekę. Dbam o świeżość siana (mają też legowiska z kocykami, więc to nie tak, że żyją w syfie, bo absolutnie bym na to nie pozwoliła). Wymieniam kuwety. Tak - uczę koty załatwiać się do kuwet. Może to kogoś dziwić, po co kotom urodzonym na wsi taka potrzeba. Ale otóż - właśnie po to, aby miały szansę na adopcję, a nie były porzucane, jak śmieci gdzieś po lasach itd. Albo żeby włóczyły się niechciane i nie wiadomo "czyje" kiedy już dorosną i będą walczyć o przetrwanie. Włos mi się jeży na głowie, jak tylko słyszę niektóre historie albo „pomysły”, "co zrobić z kotami". Niestety, z tego co widzę po tutejszej społeczności, to tylko na tyle widocznie stać ludzi bez sumienia. Porzucać, olać, zostawić, nie interweniować, stagnacja i totalne odczłowieczenie.
Ja całe życie mieszkałam w mieście. Więc pewne nazwijmy to "anomalia" wprawiają mnie po prostu w osłupienie. Z drugiej strony - żenująca postawa niektórych osób, które nie potrafią wziąć odpowiedzialności, za to co się dzieje w ich otoczeniu sprawia, że osoba z moim kompasem moralnym, która uwielbia zwierzęta (koty darząc przy tym szczególną miłością i troską) stoi po prostu na rozdrożu. Nie ma tu miejsca na wdawanie się w szczegóły ani na większe sentymenty bo wiem, że większość ludzi i tak tego ogłoszenia w całości nie przeczyta. Ale tym bardziej docenię zainteresowanie tych, którzy jednak potrafią przeczytać więcej, niż trzy linijki tekstu. Mam taki problem z tutejszym otoczeniem, że bardzo wiele osób nie posiada zwierząt, które traktowaliby po ludzku, jako członka rodziny tudzież super przyjaciela dla swoich pociech/wnucząt itd. A koty? Cóż koty wręcz są nienawidzone. Dochodzi nawet do takich śmiesznych sytuacji, że docierają do mnie pretensje o to, że kot poszedł i się załatwił pod ich kwiatkami (na ogrodzie rzecz jasna) no, i cisi wszyscy biedni muszą wygrzebywać łopatami te gówienka :) I oczywiście wiadomo, że pewnie to „moje koty” akurat dokonały tak haniebnego przestępstwa. Bo przecież dziesiątki kotów po tej wsi się włóczy - nie wiadomo czyje, skąd, co i jak. Ale jak przychodzi, co do czego, to wiadomo, że na pewno też są MOJE. No i proszę, oczywista oczywistość dziwi ludzi, którzy całe swoje życie spędzili na wsi i nie rozumieją, że czy udomowione, czy dzikie, ale wolno-żyjące koty to część ekosystemu i w jego naturze leży najzwyczajniej w świecie PO PROSTU grzebanie. Ludzie, którzy mają koty w domu, chyba coś mogą na ten temat też powiedzieć :). A dlatego pretensje są kierowane do mnie? A no dlatego, że tylko ja jakoś tam bronię tych zwierząt. Opiekuję się nimi na tyle, na ile pozwala mi czas i pieniądz. Nie pozwalam żadnego krzywdzić, kiedy "mądrzy tego świata" widzieli jedynie rozwiązania rodem ze średniowiecza, jak postępować z tak niechcianymi "gośćmi".
Sytuacja eskalowała już do tego stopnia, że zostałam po prostu zaszczuta w tym otoczeniu, nazywana kocią wariatką, nawiedzoną kociarą, bla bla bla. Z każdej strony jestem wyśmiewana, ale nigdy nikt nie powie tego oczywiście wprost. Zawsze, gdy o czymś się dowiaduję, to od matki mojego partnera, z którą akurat na jej własne życzenie - w zgodzie - nam nie po drodze. No i, do której niby to należy całe ów gospodarstwo, no ale jednak, nie tak do końca. Ona potrafi do niewinnego kota, który sobie zwyczajnie siedzi i nic nie robi, podejść znienacka i zdzielić go z całej siły gałęziami po głowie tylko dlatego, żeby się wyżyć bo jak zwykle "coś jej znowu w tym życiu nie pasuje". Kiedy ja coś takiego widzę, to otwierają mi się normalnie wszystkie czakry, zdolne do wszystkiego kiedy ktoś podnosi rękę na niewinną, bezbronną istotę. Ta osóbka wyśmiała mnie na całej wsi prawiąc bzdury, że gnieździ się u nas trzydzieści kotów (co jest oczywiście bzdurą), ale plotka poszła i niektórzy w to wierzą. Jednak nigdy sama nie zrobiła nic, żeby nie mieć żadnego kota. A kiedy kocice wymagały sterylizacji, miała w nosie sytuację. Teraz wszystko jest tak jakby na mojej głowie, a ja kompletnie jestem już psychicznie wyorana.
Szczerze powiem, że wyczerpałam już wszystkie rezerwy psychiczne bo jestem na tym poligonie sama pośród wielu wielu min. Tu nie ma nikogo, kto spojrzałby sercem i empatią na te stworzenia. Albo komu by moja postawa imponowała, no bo wiadomo, w dzisiejszych czasach dobre uczynki mało komu imponują :)
Na tę chwilę wyczerpałam już nie tylko rezerwy psychiczne, ale także wszelkie możliwości finansowe aby ewentualnie poddać kocice sterylizacji (jeśli ktoś by wiedział cokolwiek na temat ewentualnych dofinansowań (co, gdzie i jak) to też chętnie się dowiem).
Z miłą chęcią porozmawiam z kimś, kto ma w sobie empatię i widziałby jakieś możliwości, których może ja nie widzę z powodu tego prze-bodźcowania. To tyle z prywaty.
Serdecznie dzięki za dotrwanie do końca! I zapraszam do kontaktu.
Pozdrawiam
ID: 1012562767
Skontaktuj się
Martyna
Na OLX od listopad 2020
Ostatnio online w dniu 11 lipca 2025
Wszystkie oceny są weryfikowane. Mogą je wystawiać tylko osoby, które kupiły przedmiot z Przesyłką OLX.
Dodane 08 lipca 2025
Urocze towarzystwo słodziaków oddam w dobre ręce!
Za darmo
Martyna
Na OLX od listopad 2020
Ostatnio online w dniu 11 lipca 2025
Wszystkie oceny są weryfikowane. Mogą je wystawiać tylko osoby, które kupiły przedmiot z Przesyłką OLX.
Lokalizacja