Przejdź do głównej części
Czat

Powiadomienia

Dodaj ogłoszenie
Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller
Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller
Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller
Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller
Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller
Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller
Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller
Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller
PromujOdśwież

Prywatne

Rok wydania: 2014

Okładka: Miękka

Stan: Używane

Gatunek: Kryminał

Opis

Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller
Stan bardzo dobry widoczny na zdjęciach, niewielkie wgniecenie na okładce
Błyskotliwe połączenie thrillera i science-fiction
Tytuł oryginału: ANCESTOR
Tłumaczenie: Blanka Kwiecińska-Kuczborska
Kategoria: Kryminał / Sensacja / Thriller
Liczba stron: 512
Format: 125 x195 mm
ISBN: 978********-672-6
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 7 listopada 2014
Zabawa w Boga może się skończyć tragicznie, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą pieniądz
witajcie w laboratorium grozy!
W ściśle tajnej placówce badawczej na Grenlandii naukowcy próbują wyhodować neutralne immunologicznie organizmy, które będą mogły służyć ludziom jako dawcy organów. Eksperyment jednak wymyka się spod kontroli i może się okazać, że wkrótce człowiek przestanie być gatunkiem zajmującym najwyższą pozycję w łańcuchu pokarmowym.
7 LISTOPADA: GRENLANDIA
Paul Fischer zawsze wyobrażał sobie koniec świata jako coś
bardziej... spektakularnego. Ryk silników, zbiorowe kraksy, krzyki
ludzi, lufy ziejące ogniem. Może niszczący wszystko wybuch
bomby o globalnym zasięgu. Tymczasem tutaj, na Grenlandii?
Pustka, zbity śnieg, niekończące się skały i białe lodowce piętrzące
się na horyzoncie. Ani śladu płonących miast, porzuconych
samochodów — nic z tych rzeczy. Jedynie maleńki wirus i kilka
świń.
Wyskoczył z helikoptera Black Hawk UH-60 prosto na
ośnieżone pole roziskrzone blaskiem świtu. Czekała na niego
kobieta w mundurze sił powietrznych; podszyty futrem kaptur
szczelnie osłaniał jej twarz przed mrozem i zacinającym wiatrem.
Zasalutowała krótko.
— Pułkownik Fischer?
Skinął głową i niedbale oddał salut.
— Podporucznik Laura Burns. Generał Curry czeka na pana.
Proszę za mną.
Odwróciła się i ruszyła w kierunku trzech półokrągłych baraków
Quonset z blachy falistej, których biel zlewała się z krajobrazem.
Połączone dwoma tunelami, tworzyły jakby ludzkie kretowisko,
które wybrzuszyło się zaledwie dobę temu. Dobiegł go szum
dieslowskiego generatora, na dachu dojrzał krzywizny dwóch
talerzy satelitarnych.
Podążył za dziewczyną; ich cienie stopiły się w długi szary
kształt sunący po skorupie śniegu. Marzył, żeby jak najszybciej
znaleźć się w baraku i żeby to był barak ogrzewany — przy
niskich temperaturach to przeklęte lewe kolano mocno dawało
mu się we znaki. Odruchowo zastanawiał się, czy młoda pani
porucznik jest stanu wolnego i czy wpadłaby w oko jego synowi.
Zaczynał się martwić, że chłopak nigdy się nie ustatkuje i nie da
mu wnuków, które mógłby rozpuszczać jak dziadowski bicz.
Nad głową przeleciały dwa F-16, ryk silników poniósł się
echem po dolinie. Zapewne eskadra wysłana z Rejkiawiku, żeby
zabezpieczyć teren i zamknąć przestrzeń powietrzną na skutek
alarmu o zagrożeniu biologicznym w Novozyme.
Wbił wzrok w rozległą dolinę. Wiedział, że trzy kilometry
dalej znajduje się kompleks Novozyme: budynek z laboratoriami
i mieszkaniami dla pracowników oraz pas startowy, maszty
oświetleniowe, metalowa wieżyczka strażnicza, dwa nieskazitelnie
czyste blaszane chlewiki dla świń — wszystko ogrodzone wysoką
siatką pod napięciem.
Dziewczyna — podporucznik Burns, skarcił się Paul w myślach
— zaprowadziła go do środkowego baraku. Bez śluzy. Nie było
czasu na zainstalowanie pełnych zabezpieczeń w tymczasowym
ośrodku, więc faceci z bazy lotniczej w Thule dostarczyli
przenośny system łączności i dowodzenia typu Harvest Falcon.
Nie miało to większego znaczenia. Wywiad był niemal pewny,
że wirusy nie wydostały się z centrum Novozyme.
Kluczowe było tu słowo „niemal”.
Paul otworzył drzwi i wszedł do ogrzanego wnętrza. Generał
Evan Curry podniósł wzrok i wezwał go gestem do ściany
monitorów po przeciwległej stronie. W zatłoczonym
pomieszczeniu siedziało przy konsolach kilku amerykańskich
żołnierzy, nad nimi stało paru duńskich oficerów, wpatrując się
w ekrany. Generał miał na twarzy permanentny grymas i głowę
wygoloną do szpakowatej szczecinki, jak w typowym
hollywoodzkim filmie, ale odstawał od scenariusza niską posturą
i smolistą czernią skóry. Jednak tak naprawdę liczył się tylko
blask, jaki bił z jego czterech gwiazdek.
— Witaj, Paul. — Curry wyciągnął rękę i wymienili mocny
uścisk dłoni. — Chętnie powiedziałbym, że miło mi pana znów
widzieć, gdyby nie okoliczności, podobnie smutne, co poprzednim
razem. Kiedy to było? Trzy lata temu?
— Trzy lata co do dnia — odparł Paul.
— Naprawdę? Ma pan dobrą pamięć.
— Niektóre rzeczy trudno zapomnieć, panie generale.
Curry ponuro kiwnął głową. Ludzie tracili życie także pod jego
dowództwem. Znał ten ból.
— Panowie — zwrócił się do duńskich oficerów — to
pułkownik Paul Fischer z Wojskowego Instytutu Medycznego
Chorób Zakaźnych w USA, czyli United States Army Medical
Research Institute for Infectious Diseases, w skrócie USAMRIID.
Jest z jednostki do zwalczania zagrożeń specjalnych i teraz do
niego należą dalsze decyzje. Jakieś pytania?
Sposób, w jaki Curry wypowiedział słowa „zagrożeń
specjalnych” i „jakieś pytania”, dawał jasno do zrozumienia, że
nie życzy sobie żadnych pytań. Duńczycy posłusznie kiwnęli
głowami.
Generał ponownie zwrócił się do Paula:
— Dzwonił do mnie Murray Longworth. Powiedział, że pan
tu rządzi. Mam dopilnować, aby wykonano pańskie rozkazy,
jakiekolwiek by były.
— Dziękuję, panie generale — skwitował grzecznie Paul,
chociaż wcale mu to nie ulżyło. Gdyby tylko ktoś inny mógł
wziąć na siebie ciężar decyzji, chętnie ustąpiłby mu pola. — Co
się dzieje?
Curry bez słowa wskazał na główny monitor.
Paul podświadomie się spodziewał, że obraz będzie niewyraźny.
We wszystkich apokaliptycznych filmach krwawym scenom
zwykle towarzyszyły liczne awarie świateł, oślepiające błyski,
trzaskanie zamykanych i otwieranych znienacka drzwi. Z jakiegoś
powodu każdy sądny dzień przebiegał pod znakiem szwankujących
instalacji elektrycznych.
Ale to nie było Hollywood. Oświetlenie działało bez zarzutu,
a obraz był idealnie wyraźny.
Ekran pokazywał widok z umieszczonej pod sufitem kamery
monitoringu. Samotny mężczyzna wolno czołgał się po podłodze
laboratorium. Raz za razem kasłał — głębokim, mokrym kaszlem,
takim, który zaciska przeponę w śmiertelnie długim uścisku,
jakby to miał już być ostatni oddech. Każde rozdzierające
odkaszlnięcie owocowało żółtoróżową, spienioną plwociną, która
lądowała obok innych, pokrywających mu podbródek i biały
fartuch laboratoryjny.
Przy każdym mozolnym przesunięciu jednego ramienia przed
drugie mężczyzna wydawał cichy odgłos „eeehem”. Na dole
monitora widniał napis: DR PONS MATAL.
— Och, to Pons — powiedział Paul. — Niech to szlag!
— Zna go pan?
— Niezbyt dobrze. Czytałem jego prace naukowe, brałem z
nim udział w panelach dyskusyjnych na kilku konferencjach
wirusologicznych. Raz poszliśmy na piwo. Zdolny gość.
— Źle to wygląda — zauważył Curry, mimowolnie zgrzytając
zębami w zaciśniętych szczękach, kiedy obserwował mężczyznę.
— Co się z nim dzieje?
Paul aż za dobrze znał odpowiedź. Widział umierających w
ten sposób ludzi dokładnie trzy lata temu.
— Płuca doktora Matala zalewa śluz i ropa, zatykając je. Nie
może oddychać. Topi się we własnych wydzielinach.
— I przez to umrze? Utopi się?
— Całkiem możliwe. Silna erozja tkanki może uszkodzić
tętnicę płucną. Biedak się wykrwawi.
— Skąd będziemy wiedzieć, że umiera?
— Niech mi pan wierzy, będzie pan wiedział — rzekł Paul.
— Ilu ocalało?
— Nikt. Doktor Matal jest ostatni. Oprócz niego w centrum
Novozyme było dwudziestu siedmiu pracowników.
Zlokalizowaliśmy wszystkie ciała.
Curry skinął na jednego z żołnierzy obsługujących niewielkie
pulpity. Główny monitor nadal pokazywał bezsilne zmagania
doktora Matala, sąsiednie mniejsze ekrany rozbłysły szeregiem
nieruchomych obrazów. Dopiero po chwili Paul zdał sobie sprawę,
że to nie pokaz fotografii, tylko wideotransmisja na żywo — tyle
że nikt się nie ruszał.
Na każdym z ekranów widać było ciała leżące twarzą do ziemi.
Niektóre miały koszule splamione różowożółtą flegmą jak doktor
Matal. Inne miały na ustach i ubraniu krew. W paru przypadkach
przyczyna śmierci była bardziej oczywista — ślad po kuli. Ktoś,
zapewne Matal, uznał, że ten zabójczy szczep grypy niesie zbyt
wielkie niebezpieczeństwo. Że nie wolno dopuścić, aby ktokolwiek
wyszedł z ośrodka, bez względu na to, czy ma już symptomy
choroby, czy nie.
Paulowi ścisnęło się serce — zwłaszcza na widok kobiet.
Różowa piana pokrywała im usta, martwe oczy patrzyły w
przestrzeń. Przypomniały mu się wydarzenia sprzed trzech lat.
Podobnie jak Pons musiał zatelefonować... i Clarissa Colding
zmarła.
Głęboko odetchnął i siłą woli odsunął te myśli. Miał zadanie
do wykonania.
— Generale, kiedy zgłoszono pierwszy przypadek zakażenia?
— Niespełna trzydzieści sześć godzin temu — odparł Curry
i spojrzał na zegarek. — Matal zameldował, że zastrzelił siedem
osób. Dwadzieścia zmarło z powodu infekcji. Cokolwiek to jest,
szybko się rozprzestrzenia.
Mało powiedziane. Paul jeszcze nigdy nie zetknął się z wirusem,
który zarażał tak błyskawicznie — i tak błyskawicznie zabijał.
Nikt się z czymś takim nie zetknął.
ID: 990765954

Skontaktuj się

Barbara

Na OLX od lipiec 2024

Ostatnio online wczoraj o 21:42

Dodane 20 lipca 2025

Transplantacja Scott Sigler Kryminał Sensacja Thriller

Tylko przedmiot

15 zł

Przedmiot z Pakietem Ochronnym

Safety Badge

Lokalizacja

Zwroty

Pakiet Ochronny

Zwróć przedmiot, jeśli jest uszkodzony lub niezgodny z opisem. Zgłoś problem do 24 h od otrzymania przedmiotu. Szczegóły

Darmowa aplikacja na Twój telefon