Prywatne
Numer VIN: JN10FST12U0100048
Model: Bluebird
Rok produkcji: 1986
Paliwo: Diesel
Typ nadwozia: Hatchback
Przebieg: 178 881 km
Kolor: Żółty – Złoty
Poj. silnika: 1 952 cm³
Stan techniczny: Nieuszkodzony
Skrzynia biegów: Manualna
Kraj pochodzenia: Belgia
Moc silnika: 67 KM
Napęd: Na przednie koła
Kierownica: po lewej
Opis
Na sprzedaż Nissan Bluebird 2.0 D (LD20-II) z 1986 roku
Sam wiele lat stroniłem od Bluebirdów, a od diesli to już w ogóle. Dziś biję się w pierś.
Jasne, nie jest to wyścigówka, ale zupełnie nie odstaje w ruchu miejskim, a trasy łyka jak młody pelikan.
Zacznę od tego, jak trafiłem na ten egzemplarz.
Będąc na wakacjach we Włoszech, przeglądałem portal ogłoszeniowy i pyk – zadbana buda sama z siebie jest rzadkością we Włoszech, więc już samo to zapraszało, by ogłoszenie otworzyć. Okazało się, że sprzedającym jest Belg, który mówił wyłącznie po francusku.
Pisaliśmy do siebie na WhatsAppie, tłumacząc dwustronnie każdą wypowiedź.
Samochód miał w Collecorvino, w prowincji Pescara. Zarejestrowany jako oldtimer w Belgii (przegląd bezterminowy), służył mu jako pojazd do poruszania się wokół komina, gdy przylatywał na wakacje do swojej posiadłości z Charleroi, gdzie mieszka i prowadzi knajpę (i ma wybitną (!) kolekcję klasyków). W zeszłym roku kupił sobie T-Roca, bo już mówi: „nie daję rady bez klimy”.
Z racji tego, że najczęściej takie akcje z tłumaczeniami kończą się kulawo, wsiadłem w samochód i pojechałem Nissana obejrzeć osobiście.
Świetna fura. Pali z półobrotu, przejechaliśmy się i okej. Biorę!
Pierwszym właścicielem tego samochodu był dyrektor salonu Nissana. Jeździł tym samochodem do wieku 70 lat ( ! ), komplet książek serwisowych, przeglądów, instrukcji, zapasowych części spakowanych jeszcze w kartony Nissana.
Drugim właścicielem był wspomniany restaurator, od którego ja kupiłem Bluebirda.
Podpisaliśmy papiery, załatwiłem transport i samochód pojechał prosto do mojego zaufanego warsztatu w podpoznańskim Konarzewie.
Po oględzinach telefon:
– Ogólnie dobrze, ale...
– No jasne, że „ale”, ma ponad 35 lat, dawaj:
– Osłona przegubu, 4x hamulce (zaciski wypiaskowane i zregenerowane, cylinderki z tyłu nowe), opony kwadratowe (Opony Norauto DOT 22), rozrząd z pompą wody (na którą polowałem 3 tygodnie i w końcu znalazłem w Niemczech), drążki i końcówki.
– I co jeszcze, ej?
– Olej, filtry, płukanie chłodnicy, świeży płyn chłodniczy, no i zbieżność.
– Ale ja... nieważne. Róbcie.
Tak też dziś jest to klasyk typu „turnkey”.
Pali za pierwszym zagrzaniem świec – lato czy zima, jedzie prosto, hamuje jak samochód z połowy lat '90 – to żeby powiedzieć, że jest świetnie zbalansowany, a i hamulec silny, co wcale nie jest oczywistością w motoryzacji lat '80.
Zimą grzeje jak szalony, wnętrze jest ogromne, przestronne i o wygodzie, której w dzisiejszych samochodach „w normalnych pieniądzach” na próżno szukać.
Latem, za sprawą NIE CIEKNĄCEGO szyberdachu i bardzo umiejętnie zaprojektowanego nawiewu, idzie ustawić otwarcie szyb, szyberdachu i nawiewu na stopy tak, że choć nie ma klimy, jeździ się zupełnie bez wyrzeczeń.
5 biegów, bardzo fajnie zestopniowane, skrzynia zdrowa – żadnych chrupnięć synchronizatorowych, czy dziwnych łożyskowych dźwięków, „japońskie sterowanie” – celne i bardzo przyjemne mechanicznie.
Sprzęgło super. Jak na dzisiejsze standardy wydaje się pod pedałem być długoskokowe. Coś jak w starych Volvo, znów – bardzo przyjemne uczucie, o zdrowym zachowaniu przez cały skok.
Zawieszenie sztywne – w sensie braku „rozrylania”, jednak całościowo dość łagodne. Nie aż miękkie, ale „gumowe” w ten pewny, zdrowy sposób. Żadnych stukotów, kwików czy dziwnych zachowań przerzucając wagę w zakrętach.
Układ kierowniczy nie ma luzów, jest też wspomaganie hydrauliczne. Tu akurat uwaga:
Przy większych skrętach wspomaganie ma pewne lekko pulsujące zachowanie. Nic nie cieknie, ale jest to coś, czego być nie powinno. Mnie to w zupełności nie przeszkadzało, jeździ się z tym zupełnie normalnie. Specjalista od regeneracji stwierdził, że prawie na pewno winne są brudne zawory bezzwrotne maglownicy, ale „niczego nie popsuje, po prostu dziwne uczucie będzie”.
Wnętrze:
Kurde no, jest jak w salonie. Festiwal brązu, jak widać na zdjęciach, ale jest naprawdę świetnie. Nawiew, światła, zamki (NIE MA CENTRALNEGO), blokady dla dzieci – wszystko działa, podobnie jak regulacja foteli, automatycznie wyciągana i chowana antena oraz DOSKONAŁE radio z BT – jest też mikrofon, który można domontować i wtedy jest głośnomówiący jak ta lala. Gra dobrze, nawet całkiem głośno i co najważniejsze – nic nie pierdzi. Bagażnik przepastny.
Nadwozie:
Jest kilka wgniotek, ale jeśli mnie pamięć nie myli to są 3, wszystkie lekkie i wyciągalne metodą PDR. Mnie nie przeszkadzały, więc nic z nimi nie robiłem – ale są.
Zderzak przedni z prawej strony był otarty, a dół blachy jest jedynym miejscem, które można rzeczywiście uznać za „brzydkie” w całym samochodzie.
Złoty kolor i bichromatyczne malowanie pasuje moim zdaniem jak Marlboro cowboyom.
Na nadkolach są drobne zaprawki (na pęknięcie klaru, a nie na rdzę – wszystko gładkie), ale są zrobione na tyle dobrze, że trzeba wskazać palcem, by je zobaczyć.
Na tylnej klapie jest nieznaczna deformacja na wysokości pierwszej trójki numeru rejestracyjnego, na górnej krawędzi.
Podwozie:
zupełnie zdrowe. Klipsy, zaślepki, osłony – wszystko na miejscu.
Sprzedaję samochód na wyważonej stali z fabrycznymi kołpakami, wszelakimi częściami zamiennymi, radiem, kompletem dokumentacji papierowej i fotograficznej prac wykonanych.
Jakakolwiek forma negocjacji ceny zaczyna się od tego, że radio zostaje u mnie (jest naprawdę świetne, zobaczysz xD).
Cena, choć bezwzględnie może się wydawać „wysoka za stary samochód”, obiektywnie biorąc pod uwagę całokształt stanu samochodu, jego utrzymania, serwisu, gotowości „do wszystkiego” z momentem zakupu i faktu, że to samochód, który nie ma jak potanieć i jego roli historycznej w połączeniu Nissana z Europą (fabryka w Washington UK), jest co najwyżej właściwa.
Sprzedaję, bo zawodowo jestem częściej „gdzieś” niż w domu. Mam jeszcze Alfettę GTV, z którą jestem związany „krwią” i która ma dożywocie, więc z tej prostej przyczyny padło na Bluebirda.
Samochód w Konarzewie pod Poznaniem. Można go obejrzeć umawiając się za moim pośrednictwem z chłopakami z warsztatu (w czasie kiedy będę na wakacjach) lub będę bezpośrednio ja, gdy wrócę.
Oczywiście w sytuacji, gdzie podnośnik czy kanał będą wolne, można samochód obejrzeć od spodu. Nie mam nic do ukrycia. To samochód, a nie paczka ciasteczek, także śmiało – zapraszam również ze swoim zaufanym mechanikiem.
Zawodu na miejscu nie będzie.
Zapraszam!
P.S. W związku z licznymi zapytaniami:
OC - 4.12.2025
PT- 29.112025
Duzo osob pisze, na miejscu pojawili sie wylacznie jedni interesanci, ktorzy samochod przetrzepali od gory do dolu, zachwalili, a jak poprosilem o przejscie do negocjacji "nie byli w stanie zlozyc oferty".
Uprzejmie wiec prosze - jesli chcecie w niedziele komus przez 2h zawracac tylek; nie chcac kupowac samochodu; zdecydowanie lepiej odwiedzic palmiarnie, teatr albo zoo.
Sam wiele lat stroniłem od Bluebirdów, a od diesli to już w ogóle. Dziś biję się w pierś.
Jasne, nie jest to wyścigówka, ale zupełnie nie odstaje w ruchu miejskim, a trasy łyka jak młody pelikan.
Zacznę od tego, jak trafiłem na ten egzemplarz.
Będąc na wakacjach we Włoszech, przeglądałem portal ogłoszeniowy i pyk – zadbana buda sama z siebie jest rzadkością we Włoszech, więc już samo to zapraszało, by ogłoszenie otworzyć. Okazało się, że sprzedającym jest Belg, który mówił wyłącznie po francusku.
Pisaliśmy do siebie na WhatsAppie, tłumacząc dwustronnie każdą wypowiedź.
Samochód miał w Collecorvino, w prowincji Pescara. Zarejestrowany jako oldtimer w Belgii (przegląd bezterminowy), służył mu jako pojazd do poruszania się wokół komina, gdy przylatywał na wakacje do swojej posiadłości z Charleroi, gdzie mieszka i prowadzi knajpę (i ma wybitną (!) kolekcję klasyków). W zeszłym roku kupił sobie T-Roca, bo już mówi: „nie daję rady bez klimy”.
Z racji tego, że najczęściej takie akcje z tłumaczeniami kończą się kulawo, wsiadłem w samochód i pojechałem Nissana obejrzeć osobiście.
Świetna fura. Pali z półobrotu, przejechaliśmy się i okej. Biorę!
Pierwszym właścicielem tego samochodu był dyrektor salonu Nissana. Jeździł tym samochodem do wieku 70 lat ( ! ), komplet książek serwisowych, przeglądów, instrukcji, zapasowych części spakowanych jeszcze w kartony Nissana.
Drugim właścicielem był wspomniany restaurator, od którego ja kupiłem Bluebirda.
Podpisaliśmy papiery, załatwiłem transport i samochód pojechał prosto do mojego zaufanego warsztatu w podpoznańskim Konarzewie.
Po oględzinach telefon:
– Ogólnie dobrze, ale...
– No jasne, że „ale”, ma ponad 35 lat, dawaj:
– Osłona przegubu, 4x hamulce (zaciski wypiaskowane i zregenerowane, cylinderki z tyłu nowe), opony kwadratowe (Opony Norauto DOT 22), rozrząd z pompą wody (na którą polowałem 3 tygodnie i w końcu znalazłem w Niemczech), drążki i końcówki.
– I co jeszcze, ej?
– Olej, filtry, płukanie chłodnicy, świeży płyn chłodniczy, no i zbieżność.
– Ale ja... nieważne. Róbcie.
Tak też dziś jest to klasyk typu „turnkey”.
Pali za pierwszym zagrzaniem świec – lato czy zima, jedzie prosto, hamuje jak samochód z połowy lat '90 – to żeby powiedzieć, że jest świetnie zbalansowany, a i hamulec silny, co wcale nie jest oczywistością w motoryzacji lat '80.
Zimą grzeje jak szalony, wnętrze jest ogromne, przestronne i o wygodzie, której w dzisiejszych samochodach „w normalnych pieniądzach” na próżno szukać.
Latem, za sprawą NIE CIEKNĄCEGO szyberdachu i bardzo umiejętnie zaprojektowanego nawiewu, idzie ustawić otwarcie szyb, szyberdachu i nawiewu na stopy tak, że choć nie ma klimy, jeździ się zupełnie bez wyrzeczeń.
5 biegów, bardzo fajnie zestopniowane, skrzynia zdrowa – żadnych chrupnięć synchronizatorowych, czy dziwnych łożyskowych dźwięków, „japońskie sterowanie” – celne i bardzo przyjemne mechanicznie.
Sprzęgło super. Jak na dzisiejsze standardy wydaje się pod pedałem być długoskokowe. Coś jak w starych Volvo, znów – bardzo przyjemne uczucie, o zdrowym zachowaniu przez cały skok.
Zawieszenie sztywne – w sensie braku „rozrylania”, jednak całościowo dość łagodne. Nie aż miękkie, ale „gumowe” w ten pewny, zdrowy sposób. Żadnych stukotów, kwików czy dziwnych zachowań przerzucając wagę w zakrętach.
Układ kierowniczy nie ma luzów, jest też wspomaganie hydrauliczne. Tu akurat uwaga:
Przy większych skrętach wspomaganie ma pewne lekko pulsujące zachowanie. Nic nie cieknie, ale jest to coś, czego być nie powinno. Mnie to w zupełności nie przeszkadzało, jeździ się z tym zupełnie normalnie. Specjalista od regeneracji stwierdził, że prawie na pewno winne są brudne zawory bezzwrotne maglownicy, ale „niczego nie popsuje, po prostu dziwne uczucie będzie”.
Wnętrze:
Kurde no, jest jak w salonie. Festiwal brązu, jak widać na zdjęciach, ale jest naprawdę świetnie. Nawiew, światła, zamki (NIE MA CENTRALNEGO), blokady dla dzieci – wszystko działa, podobnie jak regulacja foteli, automatycznie wyciągana i chowana antena oraz DOSKONAŁE radio z BT – jest też mikrofon, który można domontować i wtedy jest głośnomówiący jak ta lala. Gra dobrze, nawet całkiem głośno i co najważniejsze – nic nie pierdzi. Bagażnik przepastny.
Nadwozie:
Jest kilka wgniotek, ale jeśli mnie pamięć nie myli to są 3, wszystkie lekkie i wyciągalne metodą PDR. Mnie nie przeszkadzały, więc nic z nimi nie robiłem – ale są.
Zderzak przedni z prawej strony był otarty, a dół blachy jest jedynym miejscem, które można rzeczywiście uznać za „brzydkie” w całym samochodzie.
Złoty kolor i bichromatyczne malowanie pasuje moim zdaniem jak Marlboro cowboyom.
Na nadkolach są drobne zaprawki (na pęknięcie klaru, a nie na rdzę – wszystko gładkie), ale są zrobione na tyle dobrze, że trzeba wskazać palcem, by je zobaczyć.
Na tylnej klapie jest nieznaczna deformacja na wysokości pierwszej trójki numeru rejestracyjnego, na górnej krawędzi.
Podwozie:
zupełnie zdrowe. Klipsy, zaślepki, osłony – wszystko na miejscu.
Sprzedaję samochód na wyważonej stali z fabrycznymi kołpakami, wszelakimi częściami zamiennymi, radiem, kompletem dokumentacji papierowej i fotograficznej prac wykonanych.
Jakakolwiek forma negocjacji ceny zaczyna się od tego, że radio zostaje u mnie (jest naprawdę świetne, zobaczysz xD).
Cena, choć bezwzględnie może się wydawać „wysoka za stary samochód”, obiektywnie biorąc pod uwagę całokształt stanu samochodu, jego utrzymania, serwisu, gotowości „do wszystkiego” z momentem zakupu i faktu, że to samochód, który nie ma jak potanieć i jego roli historycznej w połączeniu Nissana z Europą (fabryka w Washington UK), jest co najwyżej właściwa.
Sprzedaję, bo zawodowo jestem częściej „gdzieś” niż w domu. Mam jeszcze Alfettę GTV, z którą jestem związany „krwią” i która ma dożywocie, więc z tej prostej przyczyny padło na Bluebirda.
Samochód w Konarzewie pod Poznaniem. Można go obejrzeć umawiając się za moim pośrednictwem z chłopakami z warsztatu (w czasie kiedy będę na wakacjach) lub będę bezpośrednio ja, gdy wrócę.
Oczywiście w sytuacji, gdzie podnośnik czy kanał będą wolne, można samochód obejrzeć od spodu. Nie mam nic do ukrycia. To samochód, a nie paczka ciasteczek, także śmiało – zapraszam również ze swoim zaufanym mechanikiem.
Zawodu na miejscu nie będzie.
Zapraszam!
P.S. W związku z licznymi zapytaniami:
OC - 4.12.2025
PT- 29.112025
Duzo osob pisze, na miejscu pojawili sie wylacznie jedni interesanci, ktorzy samochod przetrzepali od gory do dolu, zachwalili, a jak poprosilem o przejscie do negocjacji "nie byli w stanie zlozyc oferty".
Uprzejmie wiec prosze - jesli chcecie w niedziele komus przez 2h zawracac tylek; nie chcac kupowac samochodu; zdecydowanie lepiej odwiedzic palmiarnie, teatr albo zoo.
ID: 1023424048
xxx xxx xxx
Dodane 06 października 2025
Nissan Bluebird 2.0D - 1986r - rzuć okiem - taniej nie bedzie
13 700 zł
Lokalizacja