Prywatne
Rok wydania: 2020
Stan: Nowe
Opis
Książka ta jest zbiorem wywiadów z osobami, które opowiedziały swoje perypetie związane z ich drogą studiów doktoranckich (jak się okazało, w większości przypadków – z drogą przez mękę). Wywiady obejmują osoby z różnych uczelni w Polsce i różnych wydziałów. Udało mi się skontaktować z dużą ilością „doszłych” lub niedoszłych doktorów, wysłuchać kilkudziesięciu historii mniej lub bardziej wstrząsających, bez i z happy endem, ale zawsze skłaniających do refleksji. Z nich wybranych zostało piętnaście różniących się od siebie i przedstawiających zupełnie różne sytuacje. Dlaczego tylko kilkanaście przeprowadzonych wywiadów znalazło swoje miejsce w niniejszej publikacji? Ponieważ w większości historie opowiedziane są bardzo do siebie podobne i dotyczą przede wszystkim upokarzania ze strony promotorów, wykorzystywania przez nich swojego statusu społecznego oraz molestowania seksualnego doktorantek. Wybrane zostały więc takie historie, które, w miarę możliwości, przedstawiają różnorodność sytuacji, co sprawia, iż lektura staje się ciekawa, niemonotonna i za każdym razem zaskakująca. Tematem przewodnim staje się sylwetka promotora, jego sposób podejścia do doktoranta i swojego wobec niego stosunku, a także całe instytucjonalne otoczenie, jakim jest uczelnia wyższa w naszym kraju.
W książce tej, przedstawione zostały cechy ludzkie, które trawią zapewne każdą grupę zawodową – chciwość, bezwzględność, bezwstydność, chamstwo i ludzka głupota. Trzeba o nich mówić. Ba, trzeba je wykrzyczeć (najlepiej prosto w twarz tym, którym się bez dwóch zdań należy). Trzeba ukazać społeczeństwu a także organom, które nadzorują pracę uczelni wyższych, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami miejsc, które powinny być oazą spokoju, kultem mądrości i wszelakich innych cnót. Trzeba wskazać palcem na tych, którzy zamiast uczyć innych, powinni raczej wziąć do ręki szpadel i przerzucać łajno dopóty, dopóki nie nabiorą ogłady i szacunku do ludzi. Dane osobowe moich rozmówców zostały zmienione, wywiady są przeprowadzane w sposób anonimowy, gdyż osoby, z którymi rozmawiałam często są nadal doktorantami (i nie chcą niszczyć swojej drogi życiowej), są osobami które zdobyły już tytuł (i nie chcą psuć sobie relacji zawodowych, gdyż często zostają na uczelniach jako pracownicy), bądź też osobami, które tytuł zdobyły lub tytułu nie zdobyły, a nie posiadają na tyle mocnych dowodów, by w sposób prawny ukarać osoby, które wyrządziły im krzywdę psychiczną i/lub fizyczną. W przeciwnym razie podanie danych osobowych osób pokrzywdzonych i tych, które krzywdziły, skutkowałoby lawiną pozwów o zniesławienie. W tej ostatniej grupie znajduję się ja. Żałuję, że od początku nie posiadałam przy sobie ani podsłuchu, ani ukrytej kamery. Wówczas książka tak czy owak by powstała, a winny – zostałby ukarany. Dziś jednak pozostaje mi „tylko” książka. Dlatego też czytając historie tu opisane, drogi Czytelniku, miej na uwadze, że jedna z tych historii, jest moją historią.
Przytoczę fragment jednego z zapisanych w publikacji wywiadów:
Kiedy zaczęła się twoja przygoda z doktoratem?
M: Wszystko zaczęło się sześć lat temu. Wtedy został przydzielony mi promotor i zaczęłam swoje pierwsze działania związane z otwarciem przewodu doktorskiego.
To znaczy?
M: Zaczęłam brać udział w konferencjach, pisać artykuły, później – publikować je w czasopismach tematycznych.
Jakie były twoje motywacje, by kształcić się dalej, po magisterium?
M: Zawsze bardzo lubiłam się uczyć nowych rzeczy i lubiłam wyzwania. Poza tym, wielkim marzeniem mojego ojca było to, bym miała to „dr” przed imieniem. W pewnym sensie więc była to niezrealizowana ambicja taty, gdyż on też chciał się kiedyś kształcić dalej, ale zabrakło i czasu, i sił. To były inne czasy.
Wróćmy do twojego pierwszego spotkania z twoim promotorem. Jakie były twoje pierwsze odczucia na jego temat?
M: Wydawał mi się bardzo sympatyczny i taki „równy gość”, mówiąc kolokwialnie. Pomyślałam wtedy: „uff, mam szczęście, że trafiłam na takiego człowieka”. Był uśmiechnięty, grzeczny, pełen szacunku. Dziś to moje pierwsze wrażenie wydaje się być dla mnie wręcz zabawne. Bo jak może kobieca intuicja tak dalece wywieść w pole?
Kiedy zaczęłaś zmieniać zdanie na jego temat?
M: Minął niecały rok od naszej „współpracy”, gdy dotarło do mnie, w co się wpakowałam.
Opowiedz o tym.
M: Na początku po prostu był miły. Pomagał w braniu udziału w konferencji – najpierw jednej, potem drugiej. Bo to on był organizatorem wielu konferencji, więc od razu zezwalał na wzięcie w nich udziału oraz pomagał w wybraniu artykułu, z którym będę występowała publicznie. Niektóre konferencje były odpłatne, a ja nie musiałam za nie płacić. Było to miłe z jego strony. Wydawało mi się wtedy, że nic się za tym nie kryje.
I co było potem?
M: Potem zaczął często mówić mi komplementy na przykład, co mnie trochę peszyło.
Jakiego typu komplementy?
M: Na przykład : „ Ależ ma pani seksowne rzęsy”, „Jakie ma pani piękne, wysportowane ciało” itp. Gdy byliśmy na uczelni, zapraszał mnie do baru, który był na parterze i , niestety, musiałam towarzyszyć mu, jak konsumował obiad.
Dlaczego niestety?
M: Bo w trakcie jedzenia rozmawialiśmy. Zbaczał niekiedy z tematów dla mnie istotnych i związanych z rozprawą doktorską i pytał, czy nie pojechałabym z nim na plażę nudystów.
- ?
M: Tak, na plażę nudystów. Mówił, że on lubi na nią chodzić, gdy jest nad morzem i patrzeć na piękno ludzkich ciał, na goliznę.
Książka:
tytuł- Koszmar doktoratu
format - A4
liczba stron - 110
okładka - miękka
autor - Katarzyna Dawidowicz
wydawca - Katarzyna Dawidowicz
numer wydania - 1
rok wydania - 2020
język - polski
W książce tej, przedstawione zostały cechy ludzkie, które trawią zapewne każdą grupę zawodową – chciwość, bezwzględność, bezwstydność, chamstwo i ludzka głupota. Trzeba o nich mówić. Ba, trzeba je wykrzyczeć (najlepiej prosto w twarz tym, którym się bez dwóch zdań należy). Trzeba ukazać społeczeństwu a także organom, które nadzorują pracę uczelni wyższych, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami miejsc, które powinny być oazą spokoju, kultem mądrości i wszelakich innych cnót. Trzeba wskazać palcem na tych, którzy zamiast uczyć innych, powinni raczej wziąć do ręki szpadel i przerzucać łajno dopóty, dopóki nie nabiorą ogłady i szacunku do ludzi. Dane osobowe moich rozmówców zostały zmienione, wywiady są przeprowadzane w sposób anonimowy, gdyż osoby, z którymi rozmawiałam często są nadal doktorantami (i nie chcą niszczyć swojej drogi życiowej), są osobami które zdobyły już tytuł (i nie chcą psuć sobie relacji zawodowych, gdyż często zostają na uczelniach jako pracownicy), bądź też osobami, które tytuł zdobyły lub tytułu nie zdobyły, a nie posiadają na tyle mocnych dowodów, by w sposób prawny ukarać osoby, które wyrządziły im krzywdę psychiczną i/lub fizyczną. W przeciwnym razie podanie danych osobowych osób pokrzywdzonych i tych, które krzywdziły, skutkowałoby lawiną pozwów o zniesławienie. W tej ostatniej grupie znajduję się ja. Żałuję, że od początku nie posiadałam przy sobie ani podsłuchu, ani ukrytej kamery. Wówczas książka tak czy owak by powstała, a winny – zostałby ukarany. Dziś jednak pozostaje mi „tylko” książka. Dlatego też czytając historie tu opisane, drogi Czytelniku, miej na uwadze, że jedna z tych historii, jest moją historią.
Przytoczę fragment jednego z zapisanych w publikacji wywiadów:
Kiedy zaczęła się twoja przygoda z doktoratem?
M: Wszystko zaczęło się sześć lat temu. Wtedy został przydzielony mi promotor i zaczęłam swoje pierwsze działania związane z otwarciem przewodu doktorskiego.
To znaczy?
M: Zaczęłam brać udział w konferencjach, pisać artykuły, później – publikować je w czasopismach tematycznych.
Jakie były twoje motywacje, by kształcić się dalej, po magisterium?
M: Zawsze bardzo lubiłam się uczyć nowych rzeczy i lubiłam wyzwania. Poza tym, wielkim marzeniem mojego ojca było to, bym miała to „dr” przed imieniem. W pewnym sensie więc była to niezrealizowana ambicja taty, gdyż on też chciał się kiedyś kształcić dalej, ale zabrakło i czasu, i sił. To były inne czasy.
Wróćmy do twojego pierwszego spotkania z twoim promotorem. Jakie były twoje pierwsze odczucia na jego temat?
M: Wydawał mi się bardzo sympatyczny i taki „równy gość”, mówiąc kolokwialnie. Pomyślałam wtedy: „uff, mam szczęście, że trafiłam na takiego człowieka”. Był uśmiechnięty, grzeczny, pełen szacunku. Dziś to moje pierwsze wrażenie wydaje się być dla mnie wręcz zabawne. Bo jak może kobieca intuicja tak dalece wywieść w pole?
Kiedy zaczęłaś zmieniać zdanie na jego temat?
M: Minął niecały rok od naszej „współpracy”, gdy dotarło do mnie, w co się wpakowałam.
Opowiedz o tym.
M: Na początku po prostu był miły. Pomagał w braniu udziału w konferencji – najpierw jednej, potem drugiej. Bo to on był organizatorem wielu konferencji, więc od razu zezwalał na wzięcie w nich udziału oraz pomagał w wybraniu artykułu, z którym będę występowała publicznie. Niektóre konferencje były odpłatne, a ja nie musiałam za nie płacić. Było to miłe z jego strony. Wydawało mi się wtedy, że nic się za tym nie kryje.
I co było potem?
M: Potem zaczął często mówić mi komplementy na przykład, co mnie trochę peszyło.
Jakiego typu komplementy?
M: Na przykład : „ Ależ ma pani seksowne rzęsy”, „Jakie ma pani piękne, wysportowane ciało” itp. Gdy byliśmy na uczelni, zapraszał mnie do baru, który był na parterze i , niestety, musiałam towarzyszyć mu, jak konsumował obiad.
Dlaczego niestety?
M: Bo w trakcie jedzenia rozmawialiśmy. Zbaczał niekiedy z tematów dla mnie istotnych i związanych z rozprawą doktorską i pytał, czy nie pojechałabym z nim na plażę nudystów.
- ?
M: Tak, na plażę nudystów. Mówił, że on lubi na nią chodzić, gdy jest nad morzem i patrzeć na piękno ludzkich ciał, na goliznę.
Książka:
tytuł- Koszmar doktoratu
format - A4
liczba stron - 110
okładka - miękka
autor - Katarzyna Dawidowicz
wydawca - Katarzyna Dawidowicz
numer wydania - 1
rok wydania - 2020
język - polski
ID: 579971170
xxx xxx xxx
Dodane 04 lipca 2025
Książka Koszmar doktoratu Katarzyna Dawidowicz
39 zł
Lokalizacja